06/02/2022

II

„alea iacta est”

Muriel westchnęła i oparła głowę na dłoniach.
Szczwany lis. Zawzięty imbecyl. Ancymon bez wyobraźni. Diabelskie nasienie.
Jakby nie mógł znaleźć sobie innego zajęcia, tylko, oczywiście, musiał zainteresować się nekromancją.
I żeby chociaż chciał wskrzeszać umarłych od pierwszego roku – ale nie, kiedy tylko doszły do niego pogłoski, że jeden z Krukonów rzekomo zdobył bardzo stary i bardzo cenny wolumin o bardzo trudnej i bardzo mrocznej dziedzinie czarnej magii, za punkt honoru uznał zainteresowanie się tematem.
A później jak zwykle pociągnął Muriel za sobą.
Problem w tym, że mimo upływu sześciu tygodni wciąż nie udało im się dowiedzieć, czy ta książka faktycznie istnieje. Obserwacje Vaughna nie przyniosły absolutnie niczego poza debatą nad tym, czy on sam nie jest żywym trupem – po pierwsze wyglądał, jakby nie spał od dwóch lat, po drugie ciągle zachowywał się podejrzanie.
Muriel nigdy nie widziała żadnego żywego trupa na żywo, ale nietrudno było zgadnąć, że na co dzień zachowują się podejrzanie.
Niech na wieki przeklęty będzie dzień, w którym William Frederick Kingsleigh III usłyszał o Vox mortuorum
Muriel zaczerpnęła powietrza, przygładziła kosmyki opadające jej po bokach twarzy, po czym wstała i spojrzała na drzwi. Musiała zacząć myśleć jak Kingsleigh. Gdzie by poszedł, gdyby miał jakiś gigantyczny problem nie do przeskoczenia, wątpliwości i inne takie rzeczy towarzyszące poszukiwaniom nieistniejącego?
No tak.
– Czas wybić mu z głowy głupie pomysły – mruknęła do siebie, ruszając w stronę wyjścia.
Powie mu, co sądzi o tym o jego idiotycznym planie – że jest idiotyczny. Co najmniej. Doda, że pogoń za czymś, co może nawet nie istnieć, to doskonały plan na zmarnowanie wolnego roku przed owutemami. I jeszcze że powinien się zastanowić nad tym, co robi. W końcu włamywanie się do dormitorium jakiegoś dzieciaka? I tak się zachowuje prefekt?
Posuwa się do takich czynów bez zebrania wystarczającej ilości informacji?
Niemal automatycznie wybierała kolejne zakręty i odpowiednie schody, które mogłyby ją zaprowadzić do biblioteki. W połowie jednej z klatek przypomniało jej się, jak na trzecim roku przemykała dosłownie tą samą drogą z Williamem o drugiej w nocy, bo nie mógł zasnąć bez przeczytania chociaż jeszcze jednej strony jednej z tych jego dziwnych książek o latających czarodziejach i czarownicach mieszkających pod ziemią. Chociaż jeszcze jedna strona skończyła się czytaniem do świtu, a czytanie do świtu – czytaniem aż do samego rozpoczęcia lekcji.
Otworzyła drzwi, omal nie wpadając na jakąś Krukonkę z naręczem książek. Rozejrzała się. Wypatrzyła go niemal od razu – lekko przygarbiony, siedział plecami do wejścia i pilnie przepisywał coś z księgi z pożółkłymi stronami. 
Muriel zrobiła krok do przodu, ale nagle jakby opuściła ją cała pewność siebie.
Westchnęła z rezygnacją.
Tak jak zawsze. 
Wypatrzyła także kolejną osobę, której widok jeszcze mniej ją ucieszył. Na samym końcu części czytelnianej, przy stoliku wciśniętym między paprotkę a półkę z księgami zakazanymi, siedział Dante Vaughn we własnej osobie, dumnie wyprostowany i z nieskazitelnie ułożonymi włosami. I z tą swoją nadętą miną.
On nie był teraz istotny.
Muriel poprawiła szatę i podeszła do Williama.
– Jak nazywa się ten dzieciak, który przeniósł się tu z Durmstrangu? Chodzisz z nim na szachy.
Drgnęła.
– Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
– Słychać cię z kilometra. – William wzruszył ramionami, nawet się nie odwracając. – A tak na serio to te mosiężne lampy odbijają widok na drzwi.
– Skąd ta ostrożność?
– Widziałaś Vaughna?
Skinęła głową, ale uświadomiła sobie, że William przecież tego nie widzi, więc potwierdziła na głos.
– Nie sądzisz, że jakoś dziwnie na mnie patrzy?
Muriel nachyliła się przez ramię Williama. Udawała, że czyta, co napisał, by ostrożnie zerknąć na Vaughna. Właśnie moczył pióro w kałamarzu i nie wydawało się, by jakkolwiek był świadomy światem wokół.
– Nie. W ogóle na ciebie nie patrzy.
– No właśnie, Muriel, no właśnie – westchnął William. Odsunął krzesło obok, wskazał je Muriel, po czym przewiesił ramię przez oparcie. – To mnie niepokoi. Dzisiaj rano znalazł mnie, przeszukującego jego rzeczy. Ale nie wygląda na to. Dzień jak co dzień, znowu siedzi w książkach i pisze te swoje… niecne rzeczy. Coś knuje. Dlatego udaje.
– Zamach na prefekta?
Przez twarz Williama przeszedł cień uśmiechu.
– Czy ja wiem? Raczej plan zagłady świata. No spójrz tylko na niego, szemrany typ. Wiesz, że znalazłem w jego rzeczach litrowy pojemnik żelu do włosów? – spytał William poważnie, wracając do lektury. – Szemrany typ, nie ma co.
Muriel nie roześmiała się. Te słowa tylko jej przypomniały, po co tak naprawdę tu przyszła.
– Wiesz, że bardzo głupio postąpiłeś, przeszukując jego pokój? Co, jeśli komuś powie? A może jest taki pewny właśnie dlatego, że komuś powiedział? A może jego ojciec już zakłada na ciebie teczkę w Departamencie Tajemnic? Pomyślałeś o tym?
William próbował tego po sobie nie okazać, ale Muriel zauważyła, że drgnął.
– Nie pomyślałeś. Jak zwykle. – Wywróciła oczami. – William, wpakujesz się kiedyś w kłopoty. A mnie razem z tobą.
– Daj spokój, Muriel – powiedział powoli William. Zerknął na nią kątem oka. – Po pierwsze, sowy nie latają tak szyb… TAK, WIEM, O CO CI CHODZIŁO, ALE DAJ MI DOKOŃCZYĆ. Po drugie, nikomu nie powie. Osobiście o to zadbałem.
Muriel zmarszczyła brwi.
– Niby jak?
– Nie mogę ci powiedzieć. – William uśmiechnął się półgębkiem. – Ale możesz spać spokojnie. Teraz mi powiedz, jak nazywa się ten dzieciak z Durmstrangu.
– Myślisz, że tak po prostu mnie zbędziesz?
– Tak. Jak nazywa się ten dzieciak z Durmstrangu?
– William.
– Proszę.
Muriel miała ochotę walnąć go tą głupią książką po głowie. Mocno. Może to zniweluje ten ostatni upadek z miotły, który ewidentnie wpłynął na jego procesy myślowe.
– Po co ci dzieciak z Durmstangu?
– Błagam cię, Muriel, możesz wpaść na to sama.
– William, zaklinam cię, nie mów, że skoro jest z Durmstrangu, będzie wiedział, czy istnieje książka o najczarniejszej magii.
Uśmiechnął się szeroko.
– Właśnie to miałem zamiar powiedzieć. Jednak masz coś w tej głowie, Muriel.
– William!
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nic, co mogła wymyślić, nie wydawało jej się wystarczająco przekonujące. Gdyby on się usłyszał choć raz, zrozumiałby, jak bardzo oszalał – ale nie, on nigdy tego nie zrozumie. A nawet jeśli to zrozumie, będzie zbyt dumny, żeby przyznać to przed samym sobą.
Spojrzała na niego, jak tym niedbałym, lekko przechylonym w lewo pismem przepisuje coś z książki. Westchnęła.
Niech bogowie go mają w swojej opiece.
– Pamiętasz, jak poranki spędzaliśmy, śpiąc, a nie siedząc w bibliotece? – zagaił.
Muriel zgodnie z prawdą kiwnęła głową.
– W ogóle to nie lubiliśmy się na pierwszym roku. – Lekko się zaśmiał. – Ty mnie chyba nawet nienawidziłaś. A tu proszę, siedzisz tu teraz jako moja najlepsza przyjaciółka i patrzysz, jak piszę wypracowanie na historię magii. Na pierwszym roku podarłaś mi pięć stóp pergaminu o trollach – mruknął z niezadowoleniem. – Musiałem to pisać od nowa. I tak dostałem lepszą ocenę niż ty.
– Czasem się zastanawiam, czy nie byłoby lepiej wrócić do takiej relacji – westchnęła Muriel. – Ale teraz dostawałabym lepsze oceny od ciebie.
– Jasne, słońce. Wmawiaj sobie. I pamiętasz, jak w zimie wrzuciłem się do jeziora? I jak wyszłaś cała w glonach i w ogóle, a trytony się z ciebie śmiały tym dziwnym bulgotem. – Uśmiechnął się. – Rzuciłaś na mnie upiorogacka, odbiłem. A potem ty wrzuciłaś mnie do jeziora. I pociągnąłem cię za sobą.
– Po co to wszystko mówisz?
William obrócił się w jej stronę. Patrzył jej prosto w oczy – tak poważnie, jak jeszcze nigdy.
– Muriel, Vox mortuorum to dla mnie najważniejsza rzecz na świecie. Tylko ty możesz mi pomóc ją zdobyć. Tylko ty, Muriel – podkreślił. – To najstarsza taka księga, jedyny egzemplarz, prawdziwy biały kruk, który jest prawie na wyciągnięcie ręki. Chcę ją tylko przeczytać, Muriel, nic więcej. Musisz mi pomóc. Nie uda mi się bez ciebie.
I wtedy Muriel chciała roześmiać mu się w twarz.
Ale tego nie zrobiła.
Wyobrażała sobie, jak wstaje, wyśmiewa go, pluje mu w twarz i wychodzi, zrywając wszelką znajomość na zawsze. Widziała w myślach, jak zaprzecza, krytykuje jego zachowanie, tłumaczy mu, że to złe, on słucha i postanawia porzucić cały ten pościg.
Ale tego nie zrobiła.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że właśnie włączył swoją złą stronę i wykorzystuje ją na niej, mimo że obiecał, że już nigdy tego nie zrobi.
Ale skinęła głową. Delikatnie, nieśmiało, prawie niewidocznie – tak że tylko William zdołał to uchwycić. Wyszczerzył się – może szczerze, może nie. Wydawało się, że zaraz ją uściska, drgnęły mu nawet ramiona…
– To jak nazywa się dzieciak z Durmstrangu?
– Nie będziesz go torturować podczas przesłuchania, prawda?
– Obiecuję.
– Krzyżujesz palce za plecami – bardziej stwierdziła, niż zapytała.
William żartobliwie wywrócił oczami, a parę kosmyków ciemnobrązowych włosów opadło mu na czoło. Znów był tym niewinnym chłopaczkiem, który podrzucał kradzionego kafla na błoniach, siedząc trochę za blisko Bijącej Wierzby.
– Eddie Naas. Właściwie to Edward Naas. Hufflepuff, czwarta klasa.
– Eddie Naas – powtórzył William, marszcząc brwi.
– Coś ci to mówi?
– Nic poza tym, że to on jest z Durmstrangu. – William wzruszył ramionami.
Odwrócił wzrok zaledwie na ułamek sekundy. Nie mówił całej prawdy. Muriel jednak postanowiła to zignorować.
– Idziemy na kolację? – zaproponował William. – Nie mogę już znieść Vaughna i jego robienie dosłownie niczego.
– Bardzo cię drażni.
– A żebyś wiedziała.

4 komentarze:

  1. Poszukiwania książki ciąg dalszy :) Hmmm...nadal zastanawiam się, do jakich celów posłuży mu tak księga, gdy już ją znajdzie? Co prawda, fajnie byłoby mieć egzemplarz o najczarniejszej magii, ale za tym musi stać jakiś niecny plan, skoro tak bardzo jej pragnie :P Tego jestem niezwykle ciekawa.
    Zobaczymy, czy dzięki Edwardowi z Durmstrangu coś zmieni się w tej sprawie. Czekam na następny ;) Daj mi proszę znać, jeśli to nie problem.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, wybacz zwłokę! Gdzie konkretnie cię informować odnośnie nowych rozdziałów?

      Usuń
    2. U mnie na blogu napisane-atramentem.blogspot.com
      jeśli to nie problem :) Zazwyczaj obserwuję blogi, ale później i tak nowe notki mi umykają... Będę wdzięczna ;>
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Jasne, będę informować o nowej łacinie! ♥

      Usuń